02.03.2014 21:28
Wypadek motocyklowy cz.1
Jest piękne sierpniowe popołudnie dokładnie 01.08.2013. Właśnie wsiadam na moją yamahę yzf 450 piekna bestia którą czasami ciężko poskromić,to miała być mała rekreacyjna przejażdzka po lesie... Wsiadam na moto,odpalam po chwili gaśnie w głowie jedna myśl "przecież nigdy mi nie gasł co jest" odpalam drugi raz przytrzymuję moto na obrotach aby troszke go rozgrzać,ubieram kask i ruszam przed siebie,lekkie muśniecie sprzęgła na 2 biegu i już moto jedzie na jedym kole nie ciągne za mocnoo by nie zaliczyć gleby jade tak dość spory kawałek po czym wracam spowrotem na dwa koła i jade spokojnie już przed siebie,mijam grupę znajomych motocyklistów dla któych unoszę lewą ręke a po chwili dość mocno przygazowuje... Jade dalej, Czas zjechać na mniej uczeszczane drogi leśne no i tu się zaczyna piękna,równa i piaszczysta droga korci by przyduśić manetkę i wydobyć tą moc z yzf-ki :) To jest to myśle,serce zaczyna bardzo szybko bić,adrenalina zaczyna płynąć w moich żyłach ale coś mi nie daje spokoju i zwalniam.Pomalutku udaje się w piękne miejsce nad polem,pod dość sporego dęba.Dojeżdzam na miejsce,gasze moje moto i siadam pod tym sporym dębem mając przed sobą piekny widok na spokojną i malutką miejscowość.Cisza,spokój i piekny zachód słońca,ja i moje motoo.Siedzę sobie tak dość długo a po chwili dostrzegam w oddali moją ukochaną,pisze do niej sms-a,odpisuje mi :) Szybko zakładam kask,odpalam moto i ruszam przed siebie,jade cały czas patrząc na nią w mojej głowie tylko ona ;-*Stawiam kolejny raz moto na koło tym razem przy dużej predkości ok 80/h,tylne koło traci przyczepność nie moge już nic zrobić,wiem że napewno zaliczę glebe ale nie myślałem że aż tak zle się to skończy... po chwili trace całkowicie panowanie nad motocyklem i z bardzo dużą siłą uderzam w ziemie,zaczynam krecić bączki nogi,głowa,nogi głowa,czuje jak łamią mi się kości w lewej nodze, w moich myślach tylko to: o kurdee moja ukochana napewno to widzi,kiedy to się skończy... po chwili moje ciało zatrzymuje się,kątem oka dostrzegam dalej toczące się moto które oddaliło się od mojego ciała ok 20m.. to już koniec myśle i zaczynam bardzoo mocno krzyczeć,wołam o pomoc lecz nikt mnie nie słyszy nie ma nikogo dookoła jestem zdany sam na siebie... leżąc tak na ziemi ściągam pomału kask który zapewne uratował mi życie,lewa strona kasku była pęknieta na całej długości podczas uderzenia, uderzyłem głową w jakiś kamień i od tego to pękniecie,sprawdzam co się stało z moją nogą,ściągam but,podwijam spodnie i widzę że moja noga z zewnątrz jest tylko obita,próbuje stanąć,przewracam się i znów upadam,noga wygina się pod kątem 90 stopni i w tym momencie zdaje sobie sprawe że napewno już dzisiaj nie wróce do domu :( Jestem w szoku nie mogę znaleść telefonu by zadzwonić po pomoc,jak postrzelony żołnierz tarzam się do motocykla oddalonego o 20 metrów,siadam na nim,znajduje telefon i dzwonie po pomoc.Po około 15 minutach przyjeżdza po mnie tata,cały się trzesie,uspokajam go i mówie że wszystko jest ok ale on napewno wiedział że go okłamuję...zabiera mnie wraz z moim bratem do samochodu to było okropnee straszniee mocny ból jakiego nigdy w życiu nie czułem,noga ucieka mi na każdą stronę ale jakoś udaje im się posadzić mnie w samochodzie.. ruszamy do szpitala,po drodze widzę moją ukochaną tata się zatrzymuję a ja się do niej uśmiecham nie pokazuje tego jak mnie bardzo boli,krótka rozmowa i jedziemy dalej,droga to dla mnie czyste piekło z każdą dziurą,których nie mało na polskich drogach, czuje okropny ból ale jak najszybciej chce do szpitala myśląc że odrazu podadzą mi tam jakiś lek przeciwbólowy,myliłem się bo dopiero po jakiś 3 godzinach dali mi coś przeciwbólowego.Słowa lekarza których nigdy nie zapomnę" to żeś sobie narobił kalectwa do końca życia!"niedość że czuje straszny ból to lekarz mnie bardziej dołuje.Po chwili woła mojego tate do gabinetu ja myśle już o najgorszym,a jak widzę kiedy tata z niego wychodzi ze łzami w oczach to aż sam się rozpłakałem bo to oznaczało że nie jest za dobrze... słowa mojego taty" ale teraz nawywijałeś" ja już nie wiedziałem co mówić,zamknełem się w sobie i odpowiadałem tylko na pytania lekarza i pielęgniarek zapatrzony w jeden punkt rozmyślałem o wszystkim,całe moje życie przeleciało mi przed oczami... Nagle słysze słowa lekarza " jutro o 8 rano bedziesz miał operacje podpisz mi tu zgode" wziełem długopis i coś tam maznełem bo tak bardzo mi sie trzesły rece.. tata jedzie do domu a mnie zabierają piętro wyżej,w drodze do pokoju pielęgniarka mnie pociesza ale to się jej nie udaje jestem załamany i wgl się nawet do niej nie odzywam.. wkońcu dostaje coś przeciwbólowego,dość sporą dawke która nawet szybko pomaga... kłada mnie na łóżku i odrazu podłaczają do mnie dwie kroplówki i jakiś monitor na którym widać mój puls... Jest godzina 21 leże na łóżku pisząc sms i czekając na operacje którą bede miał jutro o 8 rano.Mija godzina 23 jakoś udaje mi się zasnąc po dość sporych dawkach leków przeciwbólowych. Cdn.
Archiwum
Kategorie
- Ekstremalnie (1)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)